Bronisław Kowalczuk, emerytowany podpułkownik Ludowego Wojska Polskiego, prezes Koła Oficerów Rezerwy w Mielcu i organizator lokalnych obchodów tzw. zakończenia II wojny światowej, został bohaterem Internetu. Stało się tak po tym jak powiedział to, co myśli na temat Żołnierzy Wyklętych.
Na niedawnym spotkaniu z posłem Stefanem Niesiołowskim, który organizował tzw. Komitet Obrony Demokracji w Mielcu, grzmiał: – „Dlaczego honoruje się Żołnierzy Wyklętych? Mówi się, że zostali zamordowani. Nieprawda! Wykonano na nich wyroki w oparciu o ówczesne prawo i sądy. Nikt im gardła nie podciął, ani bagnetu w plecy nie wbił. Jako oficer jestem zbulwersowany tą sprawą”.
Podpułkownik Kowalczuk wyraził również swoją dezaprobatę dla dekomunizacji Wojska Polskiego: – „Przez 30 lat służyłem w wojsku polskim, nie w Wermachcie. Dlatego uważam, że to co dziś spotyka oficerów [ze strony ministra Antoniego Macierewicza], przekracza wszelkie granice przyzwoitości”.
Kontrowersyjna wypowiedź oficera LWP wprawiła w zakłopotanie nie tylko prowadzącego spotkanie, co nawet posła Niesiołowskiego: – Nie zgadzam się z tym, że ci żołnierze byli skazani prawomocnymi wyrokami sądów. Ani to nie były sądy, ani wyroki. Zresztą część z nich została zakwestionowana już w 1956 r – mówił były poseł PO. – Była to wojna domowa. Okrucieństwa były popełniane przez obie strony. Natomiast nie odmawiałbym patriotyzmu ludziom, którzy po wojnie podjęli walkę z komuną.
W sieci zawrzało. Wystąpienie Bronisława Kowalczuka z miejsca zaczęto porównywać do głośnych słów płk rez. Adama Mazguły, emerytowanego żołnierza LWP, działającego w opolskim KOD. Stwierdził on m.in., że stan wojenny był wydarzeniem, w którym „dochowano kultury”: – Oczywiście były tam jakieś bijatyki, jakieś ścieżki zdrowia, ale generalnie jednak dochowano jakiejś kultury w tym całym zdarzeniu – mówił podczas protestu m.in. byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w grudniu ub.r.
– Teraz i Podkarpacie ma teraz swojego „Mazgułę” – komentują internauci. – Totalna ignorancja, pełna kompromitacja i całkowita nieznajomość faktów historycznych – tak występ Kowalczuka komentuje Grzegorz. – Po pierwsze „Wyklęci” poza nielicznymi przypadkami nie byli żadnymi dezerterami z LWP, bo zapewne to miał ten człowiek na myśli . Aby zostać bowiem dezerterem z jakiejś armii to trzeba najpierw w niej być. Po drugie, żadne sądy nie były wtedy legalne bo cała władza ludowa była nielegalna gdyż została ona narzucona Polakom siłą przez obce mocarstwo i nie posiadała żadnej legitymizacji od narodu. Zresztą co to były za sądy i procesy gdzie skład sędziowski orzekał tak jak władza oczekiwała.
– Widać ten podpułkownik całą swoją wiedzę na temat Żołnierzy Wyklętych czerpał z tego co mu oficer polityczny w wojsku w latach 60-tych naopowiadał – dodaje internauta. – Niepotrzebnie też tak się pysznił tym, gdzie był, co robił i komu prezesował. W ten sposób tylko wstydu narobił sobie i wymienionym instytucjom. Mam nadzieję, że odniosą się one do tego bulwersującego zdarzenia.
NIE WSZYSCY , ALE WIĘKSZOŚĆ Z NIEZŁOMNYCH TO BANDYCI.
Wiesz co Waldemar,to tak samo jak z komunistami-Nie wszyscy ale większość to bandyci