Urząd Miasta hojną ręką wydaje pieniądze na sport wyczynowy. Takiego wsparcia publicznego mieleckie kluby nie doświadczyły od czasów PRL. Problem w tym, że kasa magistratu nie jest z gumy. W tym kontekście dziwi to, że lokalny biznes nie bardzo kwapi się do promowania się poprzez sport.
Marian Kokoszka, przewodniczący Rady Miasta, zapewnia, że zrobi wszystko, żeby to zmienić. – Chciałbym, żeby przedstawiciele wszystkich opcji mieleckiej polityki lobbowali w tej sprawie wśród przedsiębiorców – proponuje. – Powiem szczerze, że na razie jest opór ze strony polityków, żeby się w taką akcję zaangażować. Być może jest potrzeba stworzenia jakiejś zachęty dla przedsiębiorców. Nie chcę zdradzać kulisów, ale pracujemy nad koncepcją rozmów z firmami w tej sprawie.
– Miasto już stworzyło fundamenty, przekazując fundusze stypendialne dla klubów – zaznacza. – To bardzo solidna podstawa do tego, żeby komercyjni sponsorzy włączyli w finansowanie sportu. Gdyby każda z działających tu 160 firm zrzuciła się po niewielkiej kwocie, to byłoby naprawdę bardzo dobrze. Po co podnosić podatki? Lepiej się samu opodatkować, tylko z przekonaniem, że wspieram sport.
Czy miasto zwiększy pulę pieniędzy na sport? – Te decyzje są jeszcze przed nami – odpowiada Marian Kokoszka. – Myślę, że i tak dajemy bardzo dużo. Choćby piłka ręczna w ub.r. dostała ok. 1,5 mln zł, futboliści chyba jeszcze więcej. Gdyby podmioty komercyjne dołożyły taką samą kwotę, to będziemy mieli dwie dyscypliny sportowe (piłka nożna i szczypiorniak – od red.) na bardzo wysokim poziomie.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis