Ministerstwo Obrony Narodowej wyraźnie przyspieszyło procedurę dotyczącą przetargu na zakup 16 śmigłowców, z których po osiem ma trafić do sił specjalnych i morskich. Decyzja w tej sprawie ma zapaść jeszcze w tym roku. O kontrakt walczą trzy podmioty: Airbus Helicopters ze swymi Caracalami, a także Polskie Zakłady Lotnicze w Świdniku (oferuje AW-101 i AW-149) oraz w Mielcu (Black Hawk).
Zaczęło się od kontrowersyjnego przetargu na zakup 50 śmigłowców wielozadaniowych dla MON, który ponad dwa lata temu wygrała (?) francuskie konsorcjum Airbus Helicopters. O tym werdykcie powiadomił były prezydent Bronisław Komorowski. Po zmianie władzy przetarg został unieważniony.
Wydawało się również, że na kolejnym rozdaniu skorzystają firmy funkcjonujące na terenie Polski. Świadczyły o tym obietnice składane przez polityków PiS, m.in. podczas wizyt w Polskich Zakładach Lotniczych w Mielcu. Np. Antoni Macierewicz, szef MON, zapewnił, że w ub.r. rząd kupi dwie maszyny z PZL, w tym – osiem, a w następnych latach – kolejne. Już wiadomo, że części obietnic nie dotrzymał.
Swojego rozczarowania wydłużającą się procedurą nie kryje Marian Kokoszka, przewodniczący „Solidarność” w PZL Mielec: – Nie da się ukryć, ten proces się opóźnia – przyznaje. – Złożyłem wniosek na Krajowej Sekcji Przemysłu Lotniczego „Solidarność”, żeby w trybie pilnym zebrał się zespół trójstronny w tym temacie – po to, żeby deklaracje, które padają publicznie, były dotrzymywane.
– W dalszym ciągu liczę na to, że kontrakt MON trafi firm, które funkcjonują na terenie Polski – dodaje. – Mam nadzieję również, że rozliczeni zostaną ci, którzy stali za przetargiem na śmigłowce z kwietnia 2015 r. To był wielki skandal i ewidentny przekręt. Za tym kryły się jakieś szemrane interesy. To że nic z tego kontraktu nie miałaby polska gospodarka, jest sprawą oczywistą. Ponad 13 mld zł z tamtego przetargu zostałoby wyprowadzone z Polski i uratowałoby miejsca pracy we francuskiej firmie Airbus.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis