Lekarze weterynarii opuszczają publiczne inspektoraty i albo zasilają prywatny sektor, albo wyjeżdżają zagranicę. W wielu powiatach, takich jak np. mielecki, dosłownie nie ma już kim pracować. A roboty nie brakuje, bo region ten znany jest z produkcji mięsnej, którą trzeba bronić i chronić.
– Pracując jako zastępca powiatowego lekarza weterynarii, jestem inspektorem d.s. bezpieczeństwa żywności i mam tylko jedną osobę do pomocy. Ona odchodzi. Zostaję więc sam z blisko 70 podmiotami i całym monitoringiem badań – alarmuje Piotr Chrabąszcz. – Jeśli to się nie zmieni, sytuacja będzie katastrofalna. Biorąc jeszcze pod uwagę, że w dziale zakaźnym jest 4 pracowników, to skontrolowania ponad 2600 gospodarstw pod kątem zagrożenia ASF jest fizycznie niemożliwe.
Andrzej Chrabąszcz, radny powiatowy, zwraca uwagę, że odpływ lekarzy weterynarii to problem ogólnopolski, a głównym powodem są płace. – One różnią się nie tylko w poszczególnych województwach, ale również na terenie Podkarpacia – twierdzi. – W powiecie mieleckim, który wyróżnia się w produkcji mięsnej, zarabia się mniej niż np. w leskim. Czyli coś mi tutaj nie gra. Dlatego, jako powiat, musimy zrobić wszystko, żeby weterynaria była odpowiednio finansowana.
Starosta Zbigniew Tymuła przekonuje, że niskie pensje w weterynarii to efekt zaniedbań wielu lat. – Jestem przekonany, że wynagrodzenia te będą rosły w górę – zapewnia.
Nie dziwię się wcale to trudna i odpowiedzialna praca, a wcześniej trudne studia porównywalne z lekarskimi na AM tyle tylko , że … no właśnie lekarze zarabiają zdaje się lepiej (o prywatnej praktyce już nie wspominając). Obecnie niestety trudno jest utrzymywać siebie i rodzinę tylko z pasji i miłości do zwierząt uzasadnione wydaje się więc takie , a nie inne postępowanie lekarzy weterynarii. Podwyżki dla weterynarzy pracujących zwłaszcza przy nadzorze przy produkcji żywności i hodowli zwierząt na farmach są konieczne bo… związane jest to m. in. z zapewnieniem zdrowia nas wszystkich – konsumentów żywności.