Coraz ciemniejsze chmury gromadzą się nad Szpitalem Powiatowym w Mielcu. Podwyżki, które w sądzie wywalczyły sobie pielęgniarki, mogą wpędzić tę placówkę w spiralę długów. Już dziś wiadomo, że bez kredytów się nie obejdzie
Pieniądze, które wywalczyły sobie pielęgniarki, położne i inni nielekarscy pracownicy szpitala, są efektem porozumienia sprzed ponad dwóch lat, których nie dotrzymano. Starosta Zbigniew Tymuła tłumaczył, że nie pozwalają ograniczone finanse lecznicy. Związkowcy złożyli więc pozew do sądu. Ten przyznał im rację. Sprawa co prawda dotyczyła tylko dwóch osób – Iwony Burdzy i Ewy Mokrzyckiej-Saj – ale w związku z tym, że wyrok miał charakter precedensowy, można być pewnym, że w sądzie wygra też ponad pół tysiąca pozostałych pracowników szpitala, którym obiecano podwyżki.
Leszek Kwaśniewski, dyrektor mieleckiej lecznicy, nie kryje, że wykonanie wyroku sądu będzie bardzo kosztownym dla jego zakładu. – Szpital będzie musiał po prostu zaciągnąć kredyt – zaznacza. – Nasze przychody z Narodowego Funduszu Zdrowia wynoszą ok. 7,5 mln zł miesięcznie, wydatki to 6,2 mln zł. Na realizację zobowiązań zostaje nam więc ok. 1,5 mln zł. Tych zobowiązań ma 2,7 mln zł. Miesięcznie brakuje nam więc 1,2 mln zł.
– W związku z tym wstrzymam dostawę płatności na rzecz dostawców leków, może nie zapłacę gazu – zastanawia się. – To porozumienie zostanie jednak wykonane. Jakim kosztem? To zależy od wyliczeń biegłego. Jeśli zatwierdzi on bilans, jaki przedstawiłem, to, niestety, będziemy świadkami historycznego, niekorzystnego dla szpitala wydarzenia.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis