Niemal do każdego meczu Ekstraklasy w Mielcu trzeba dokładać. Powód? Niska frekwencja. Wyjątkiem było spotkanie z Lechem Poznań.
Pojemność mieleckiego stadionu wynosi 6 864 miejsc. We wszystkich dziesięciu meczach rundy jesiennej sezonu obiekt przy ulicy Solskiego odwiedziło łącznie 33 405 kibiców, co daje średnią 3 340 osób na mecz. Ta frekwencja jest zbyt niska, by myśleć o zarabianiu na niej pieniędzy.
Prezes FKS Stal Mielec, Jacek Klimek, w wywiadzie dla klubowej telewizji, przyznał, że jeśli stadion przy Solskiego zapełnia się poniżej 4 000 widzów, to do każdego meczu trzeba dołożyć około 25 000 zł.
– Instalujemy bandy LED wokół stadionu, bo taki jest wymóg ekstraklasy, co kosztuje nas 20 tys. zł za każdy mecz. Koszty ochrony to 14-16 tys. zł. A więc jeszcze jupitery nie zabłysły na stadionie, a już musimy zapłacić 40 tys. zł. Jeśli do tego doliczymy podgrzewanie płyty, oświetlenie i inne pochodne, to każdy mecz przynosi straty finansowe – mówi włodarz klubu.
– Wychodzimy na zero, jeśli na stadion przyjdzie 4 500 widzów. Jedyny w tym sezonie mecz, który przyniósł nam dochód, i to powyżej 30 tys. zł, to było spotkanie z Lechem Poznań. Oglądało go z trybun 6 200 kibiców. Trzeba pamiętać też o tym, że na stadiom przychodzą osoby, które są wpuszczane za darmo. Jest to młodzież i ludzie zaprzyjaźnienie z klubem. Są też bilety rabatowe. Idealnie byłoby, gdyby wszyscy płacili za bilet w stu procentach, wtedy pewnie byśmy się bilansowali – twierdzi Jacek Klimek.
– W przyszłym sezonie zamierzamy odwrócić ten negatywny trend. Będziemy zmieniali całą strukturę gastronomii w trakcie meczu, będziemy też sprzedawali gadżety. A więc mam nadzieję, że przynajmniej będziemy wychodzili na zero.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis