Protest przeciwko zatruwaniu powietrza był tak dobrze zorganizowany i poparł go niemal cały Mielec (nie przyszli chyba tylko ci, których w domach zatrzymała grypa), że trudno uwierzyć, że wszystkim nie sterowali profesjonaliści od ulicznych protestów. Dlatego szerzyć się będą teorie spiskowe.
Chciałbym się więc podzielić własnymi wnioskami z własnych doświadczeń z organizatorami Marszu. Zostałem przez nich poproszony o poprowadzenie pierwszej części na Górce. Miałem więc okazję przyjrzeć im się z bliska i poobserwować dyskusję o programie, etc.
Dodam jeszcze, że w przeszłości brałem udział w przygotowaniu i poprowadzeniu kilku spotkań, m. in. z pewnym młodym, ale kontrowersyjnym politykiem, którego poglądy (a nie koniecznie osoba) są mi bliskie. Podczas tamtego (politycznego) spotkania prawie wyrwano mi z ręki mikrofon, bo tam – jak się okazało – najważniejsza była promocja osoby, a nie promowane idee.
W przypadku Marszu przeciwko Kronospanowi moje doświadczenie było zupełnie inne. Odniosłem wrażenie, że ci ludzie chcieli zrobić jak najwięcej dobrego a jednocześnie pozostać jak najmniej widoczni. Występ kogokolwiek związanego z polityką był surowo zabroniony. Pewnie dlatego poprosili mnie o przeczytanie regulaminu, etc., bo wiedzieli o mojej deklaracji nie startowania w jesiennych wyborach, a mój artykuł w Profilu Mieleckim przekonał ich, że nie próbuję się wypromować.
Podczas samego Marszu zamiast odbierania sobie nawzajem mikrofonu, organizatorzy musieli niemal wciskać go innym. W końcu i mnie udało się zmusić na koniec Grześka do przekazania instrukcji formowania szyku, etc. Reasumując: moim zdaniem organizatorom wcale nie chodziło o promowanie siebie (jak to sugerował pan starosta Tymuła, który sam prawdopodobnie zatrudnił swojego fotografa by robił jemu i Panu Marszałkowi fotki), ale o to, by Kronospan przestał truć mieszkańców miasta i okolic. A mielczanie przyszli, bo chcą oddychać czystym powietrzem – i to cała tajemnica sukcesu.
Greg Pawlik
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis