W Mielcu rozpoczęto przebudowę obiektu Miejskiej Biblioteki Publicznej. Koszt tej inwestycji (bez zagospodarowania terenu) przekroczy 20 mln zł, z czego aż 15 mln zł trzeba będzie wyłożyć z kasy miasta. Czy przypadkiem nie za dużo? Zdaniem Jakub Cena (PiS), wiceprzewodniczącego Rady Miasta, mogło być taniej i to znacznie, bo były szanse na pozyskanie aż 85 proc. dotacji na całe przedsięwzięcie. Niestety – jak sugeruje – urzędnicy nie do końca przyłożyli się do wniosku o te pieniądze.
– Było poważne potknięcie, o czym mówił pan marszałek (Władysław Ortyl – od red.). To spowodowało, że sporą cześć kosztów musimy dokładać z własnej kasy – oświadczył Cena. – To jest potężny ciężar dla budżetu miasta. Gdyby zostało te 15 mln zł w budżecie, pewnie tej dyskusji o placu zabaw wodnym pewnie by dziś nie było. To jest może też wypadkowa tego, że – mamy takie informacje – zbyt mało odbywa się spotkań na linii magistrat Podkarpacki Urząd Marszałkowski – zaznaczył.
Wiceprezydent Jan Myśliwiec odpierał te zarzuty: – Znowu słyszę sformułowanie, że nasz wniosek o dotację na przebudowę biblioteki nie został dobrze przygotowany – wkurzał się Myśliwiec. – To był konkurs, w którym zostaliśmy ocenieni pozytywnie. Ale potem pan marszałek zdecydował, że środki dostaną projekty o znaczeniu ponadlokalnym. Nie odgrzewajmy więc starych kotletów, bo to nie ma sensu. Natomiast jeśli będzie możliwość, to nadal będziemy poszukiwać dofinansowania na przebudowę biblioteki. Na razie realizujmy to tak jak jest.
– Jeśli chodzi o nasze kontakty z Urzędem Marszałkowskim, to one są bardzo dobre. Wydeptujemy tam wręcz ścieżki – dodał wiceprezydent. – Informacje mailowe krążą między nami dzień w dzień. To nie jest tak, że ktoś nagle sobie coś wymyśli i raz na rok do Rzeszowa pojedzie. Nasi pracownicy jeżdżą tam bez przerwy. Wiem o czym mówię, bo podpisuję im delegacje.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis