Trzysta pięćdziesiąt tysięcy złotych – tyle decyzją prezydenta Daniela Kozdęby mieleccy podatnicy zapłacili za studium planowania układów komunikacyjnych. Wysokie koszty dokumentu wywołują wiele kontrowersji. Opozycja grzmi o pieniądzach wyrzuconych w błoto, ewentualnie – jak zasugerował radny PiS, Jakub Cena – do… muszli klozetowej.
Poziom kontrowersji potęguje fakt, że wnioski ze studium są dla wielu mielczan oczywiste. I nie potrzeba było wydawać równowartości jednego domu, żeby o nich się dowiedzieć. – Wnioskiem końcowym tego dokumentu był fakt że „największy ruch drogowy w Mielcu ma miejsce w godz. 7 i 15. „Odkryciem” jest również, że największe natężenie ruchu jest domeną dróg powiatowych i wojewódzkich A później dostaję pismo z urzędu, że nie ma pieniędzy np. na oświetlenie boiska. No, jak w tej sytuacji mają być? – ironizował na Facebooku radny Cena.
Prezydent Kozdęba na ostatniej sesji Rady Miasta starał się odpierać te zarzuty, ale można było też odnieść wrażenie, że puszczały mu nerwy, zwłaszcza kiedy słowa krytyki radnych opozycji pod adresem kosztownego studium określał mianem uprawiania polityki.
Kozdęba zaznaczył, że dokument jest niezbędny, aby miasto mogło się ubiegać o dotacje unijne na inwestycje komunikacyjne, w tym na obwodnicę północną. – Opracowanie to pozwoli nam też przeprowadzić odpowiednią politykę transportową wobec uczniów i pozwoli uruchomić linie nocne, o które apelują mieszkańcy – wyliczał prezydent. – Opracowanie to pozwala nam wyciągnąć szereg wniosków, które wydają się oczywiste, natomiast często okazuje się, że dochodzimy do nich dopiero wtedy, kiedy poparte są one konkretnymi badaniami.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis